poniedziałek, 31 sierpnia 2009

Po Anki


MACARONI CHEESE






Po Anki chłodne poranki, mówiła Babcia i mówi Mama. I mówię ja. Anki już było dawno, miesiąc temu, ponad. I zimno jest chyba od tamtego momentu, rzeczywiście. Chłodne nie tylko poranki, ale i wieczory. Koc już wyjęty, zielony, ten cieplejszy, na wszelki wypadek, na wypadek leniwego wieczoru na sofie. A ja już czekam na prawdziwy chłód. Na taki co to nie trzeba wybierać - kurtka czy bez. Na dym z kominów, na szuranie w liściach, na deszcz. Na treściwe i ciepłe kolacje. Jak ta dziś.





SKŁADNIKI:



55 g masła

600 ml mleka


5 łyżek mąki

170 g startego sera żółtego

3 łyżki startego parmezanu


220 g drobnego makaronu (np. macaroni)


2 łyżki oliwy z oliwek

szczypta gałki muszkatołowej

sól i pieprz



PRZYGOTOWANIE:



Można użyć macaroni, jak w oryginale lub innego drobnego makaronu. Ja akurat użyłam nieco większego, penne, ale ja bardzo lubię penne.

Rozgrzewamy piekarnik do temperatury 180 stopni.

Makaron gotujemy al dente, odcedzamy, przekładamy do naczynia żaroodpornego i mieszamy z oliwą z oliwek.


Mleko wlewamy do garnka, dodajemy masło i mąkę i gotujemy na wolnym ogniu aż powstanie lekko gęsty sos. Zdejmujemy z ognia, dodajemy około 80 % sera żółtego (reszta na wierzch), gałkę muszkatołową, doprawimy solą i pieprzem. Tak przygotowany sos wlewamy do naczynia z makaronem i dokładnie mieszamy. Wierzch posypujemy pozostałym serem żółtym i parmezanem. Zapiekamy w piekarniku aż wierzch będzie ładnie spieczony, około 40 - 60 minut.


Przepis na podstawie NO FRILLS MACARONI CHEESE z książki GAIA"S KITCHEN, VEGETARIAN RECIPES FOR FAMILY AND COMMUNITY Julii Ponsonby.



Jeśli makaron to może:


Z A P I E K A N K A
M A K A R O N O W A
Z
S E R E M
P L E Ś N I O W Y M















piątek, 28 sierpnia 2009

Samiuteńka


MAKARON Z WĘDZONYM ŁOSOSIEM




A ja tam lubię czasem samotne kolacje. Mogę sobie zjeść na co tylko mam ochotę i zwykle wtedy porywam się na małą jednoosobową ucztę. Wszystkie zaległe smaki, które 'chodziły' za mną od dawna obowiązkowe. Ale. Żeby mieć też czas na zaległe seriale to można coś bardzo szybkiego, prostego i pysznego. Jak ten makaron z wędzonym łososiem, w sosie śmietanowym. Proporcje podałam na dwie osoby, dodatkowo dla przyjaciółki, na wszelki wypadek. Fajnie jest oglądać zaległe seriale z Najlepszą...




SKŁADNIKI:

dla 2 osób


około 350 g makaronu
(np. świderki)

opakowanie wędzonego łososia (około 150g - 200g)


małe opakowanie kwaśniej śmietany

pęczek natki pietruszki





PRZYGOTOWANIE:



Łososia rwiemy na mniejsze kawałki, natkę pietruszki siekamy i wszystko, razem ze śmietaną mieszamy z ugotowanym makaronem. Doprawiamy solą i pieprzem.


Podobne:

C A R B O N A R A


wtorek, 25 sierpnia 2009

Z okazji wtorku


CIASTO BANANOWE





Z okazji wtorku jest ciasto banan
owe. Z okazji wtorku, bo poniedziałek już nie straszy początkiem sennego co rano tygodnia. Środa brzmi obiecująco, bo potem to już czwartek. I nagroda piątek. Za dotrwanie, przeczekanie. Zwykłe ciasto bananowe z okazji zwykłego wtorku. Ciasto jest jak to malinowe, identyczne. Tylko zamiast malin banany.




SKŁADNIKI:



250 g mąki
 

2 łyżeczki proszku do pieczenia

125 g masła


150 g cukru


2 jajka


1 łyżeczka ekstraktu z wanilii


3 średnie banany

masło do wysmarowania blaszki




PRZYGOTOWANIE:



Piekarnik rozgrzewamy do temperatury 180 stopni.

Potrzebna będzie wąska blaszka, keksówka, o długości 24 cm.


Masło musi być miękkie więc odpowiednio wcześniej wyjmujemy je z lodówki. Banany obieramy ze skórki i rozgniatamy widelcem, odstawiamy.

W jednej misce przesiewamy mąkę razem z proszkiem do pieczenia, odstawiamy. W drugiej misce miksujemy masło z cukrem i ekstraktem z wanilii i dodajemy jedno jajko, znów miksujemy i dodajemy drugie jajko. Masę 'mokrą' dodajemy do mąki z proszkiem i delikatnie wszystko mieszamy aż wszystko się razem połączy. Na koniec dodajemy rozgniecione widelcem banany i znów delikatnie mieszamy. Przekładamy masę do wysmarowanej masłem formy i pieczemy około 45 minut. Najlepiej jeszcze sprawdzić patyczkiem czy ciasto się upiekło, jeśli nie to można jeszcze na chwilę zostawić w piekarniku. Ostudzić w blaszce.





A może?

C I A S T O
M A L I N O W E















czwartek, 20 sierpnia 2009

Zimą trzy szczypty


GRUSZKOWA TARTA TATIN





Lubię czekać. Na M. Na jego zwykły powrót z pracy. Codziennie. Układać w głowie co mu dziś powiem. Włącznie z tym szalonym, po którym pokręci głową. A ja jak mała dziewczynka z chudymi nóżkami - patyczkami z przedszkolnego zdjęcia z lalką, którą się nie można było bawić, ale do zdjęcia można było potrzymać, będę piszczeć i zdradzać szczegóły i szybko mówić i jednocześnie nakładać obiad, gulasz chcesz na ziemniaki czy obok? Po tym jak mu powiem kim chcę zostać, bo przecież ciągle nie wiem i szukam i zmieniam. I M. kręci głową i im bardziej mi nie wierzy, nie dowierza tym bardziej mam ochotę spróbować. A dziś upiekłam tartę. Madeleine Peyroux śpiewa i mi się tak nastrojowo zrobiło, że upiekłam. Ułagodzę M., może zapomni pokręcić głową.
Gdyby była zima dałabym trzy szczypty cynamonu, zamiast jednej. Żeby było jeszcze bardziej zimowo (czyli zimowiej) i przytulniej. Będzie lekko chrupała i mocno rozpływała się w ustach. Będzie maślana. I przyjemnie ciepła. A z bitą śmietaną to już można zapomnieć o całym świecie. I wszystkich szalonych pomysłach...



SKŁADNIKI:



opakowanie ciasta francuskiego


6 gruszek


3 łyżki masła


2-3 łyżki cukru

szczypta cynamonu

masło do wysmarowania blaszki




PRZYGOTOWANIE:


Ciasto francuskie, którego użyłam ważyło w sumie 375 g, było już rozwałkowane, a podane na opakowaniu wymiary to 35/22,5 cm. Nie zużyłam całości, z reszty zwykle robię na szybko jakieś małe ciasteczka z dżemem lub cukrem.

Piekarnik rozgrzewamy do temperatury 220 stopni. Potrzebna będzie okrągła blaszka ze zdejmowaną obręczą o średnicy 23 cm.
Gruszki obrałam, przekroiłam na pół i okroiłam połówki po kawałku wokół gniazda nasiennego tak, że wyszły, powiedzmy sobie, półksiężyce. Na patelni roztopiłam masło, dodałam pokrojone gruszki i posypałam cukrem po całej powierzchni. Smażyłam na średnim ogniu. Kiedy gruszki puszczą sok można wszystko wymieszać i smażyć aż sos trochę się zredukuje, będzie gęstszy. Przekładamy gruszki wraz z sosem do wysmarowanej masłem blaszki i przykrywamy ciastem o średnicy około 1 cm większym niż blaszka. Brzeg ciasta zawijamy do środka. Pieczemy około 20 - 25 minut, ciasto powinno być lekko brązowe.
Po upieczeniu zostawiamy tartę w blaszce przez kilka minut, niech się 'uspokoi'. Zdejmujemy obręcz blaszki, do wierzchu ciasta przykładamy talerz i zdecydowanym ruchem odwracamy. W blaszce pewnie zostanie kilka kawałków gruszek, przekładamy je z powrotem na tartę.





poniedziałek, 17 sierpnia 2009

Mama mówi


CIASTO Z MALINAMI




Mama mówi, że jak patrzy na moje zdjęcia, te z teraz, to widzi siebie, te lata wcześniej. I mi się tak ciepło na sercu robi i mam ocho biec i ją wyściskać i wycałować i już nigdzie daleko nie jechać. Ale wracać. Czasem lubię się zastanawiać i wyobrażać sobie co robiła tego roku życia, tej chwili, w której jestem ja. Co myślała, jakie miała plany. Kim chciała zostać. A teraz myślę sobie... ile bym dała żeby z Nią teraz, razem, pozbierać maliny. I byśmy się śmiały i gadały i podsuwały sobie miskę na maliny. I obmyślały co z nimi zrobimy. Na początku miska byłaby pusta, długo pusta, bo kto by chciał pierwsze zerwane maliny wrzucać do miski, na później.

Mamciu, jesteśmy umówione.





SKŁADNIKI:


250 g mąki


2 łyżeczki proszku do pieczenia

125 g masła


150 g cukru


2 jajka


1 łyżeczka ekstraktu z wanilii

150 g świeżych malin


masło do wysmarowania blaszki





PRZYGOTOWANIE:


Piekarnik rozgrzewamy do temperatury 180 stopni. Potrzebna będzie wąska blaszka, keksówka, o długości 24 cm.

Masło musi być miękkie więc odpowiednio wcześniej wyjmujemy je z lodówki.

W jednej misce przesiewamy mąkę razem z proszkiem do pieczenia, odstawiamy. W drugiej misce miksujemy masło z cukrem i dodajemy jedno jajko, znów miksujemy i dodajemy drugie jajko. Masę 'mokrą' dodajemy do mąki z proszkiem i delikatnie wszystko mieszamy aż wszystko się razem połączy. Na koniec dodajemy maliny i znów delikatnie mieszamy. Przekładamy masę do wysmarowanej masłem formy i pieczemy około 45 minut. Najlepiej jeszcze sprawdzić patyczkiem czy ciasto się upiekło, jeśli nie to można jeszcze na chwilę zostawić w piekarniku. Ostudzić w blaszce.


Przy okazji polecam:

C I A S T O
M A R C H E W K O W E

( Z I M O W E )

















środa, 12 sierpnia 2009

Zostawcie ryż w spokoju


ZAPIEKANKA 'CZTERY SERY'



Karolcia z bloga FOR THE BODY AND SOUL wyróżniła mnie, a raczej COOCHNIĘ łańcuchem. Takim, co to się go bierze i przekazuje dalej. Ale najpierw ma być o sobie. No miało być o mnie, ale chyba jednak nie będzie, bo tak naprawdę przecież ciągle jest, z każdym postem. Dziś sto piąty. Poza tym ja się nie nadaję do łańcuchów. Ale pięknie dziękuję, to bardzo, bardzo miłe.

Inspiracją dla tego dania był przepis na Cauliflower and broccoli gratin with blue cheese z 'DELIA'S VEGETARIAN COLLECTION', jednej z moich ulubionych, bezkresnej i wciąż odkrywanej książki. Przepis w oryginale dostępny również tu.
Cała afera o ryż. O to, żeby nie był klejący. I Delia ma na to sposób. Nie można mieszać, trzeba go zostawić w spokoju... A sery topią się i mieszają ze sobą i powstaje pyszny serowy sos...



SKŁADNIKI:

(na 4 osoby)


1 kalafior (co najmniej średni)

2 cebule

400 g ryżu basmati

570 ml gorącego bulionu

100 g sera pleśniowego

250 g serka mascarpone

150 g sera żółtego (najlepiej mocniejszego w smaku)

4 łyżki startego parmezanu

1 łyżka oliwy z oliwek



Potrzebne będzie naczynie żaroodporne lub blaszka (około 20/15 cm).
Rozgrzewamy piekarnik do temperatury 180 stopni.

Na patelni rozgrzewamy oliwę i smażymy przez kilka minut pokrojoną w kostkę cebulę. Dodajemy ryż, delikatnie mieszamy z cebulą, zalewamy bulionem, dodajemy sól i mieszamy TYLKO RAZ. Przykrywamy i gotujemy na bardzo małym ogniu przez około 40 - 45 minut.
W tym czasie kalafior dzielimy na mniejsze części i gotujemy w osolonej wodzie do 'pierwszej miękkości' czyli krótko, tak żeby był jeszcze lekko chrupiący.
Ryż z cebulą przekładamy do naczynia żaroodpornego i mieszamy z kalafiorem. Na wierzch kładziemy pokruszony ser pleśniowy, 'tu i tam' łyżką rozkładamy mascarpone, ser żółty (starty na grubych oczkach), a na końcu parmezan. Zapiekamy aż sery się rozpuszczą a na wierzchu będą spieczone. Można uczyć do tego funkcji 'grill'.

środa, 5 sierpnia 2009

Nie dziwię się pomidorom


SAŁATA Z
MOZZARELLĄ I SMAŻONĄ CUKINIĄ




Wstaję rano. Jest ciemno. Nie tak rano żeby było tak ciemno. Ale jest. Bo to lato jak nie lato. Chmur i deszczu tyle, że tak na pewno nie miało być. Wchodzę do kuchni. Ciemno, ale nie zapalam światła. Mam ochotę poudawać, że wstałam bardzo bardzo wcześnie, przed wszystkimi. Że śpią i nie wiedzą, że się ukrywam. Kawa i cisza w taki poranek smakują jeszcze bardziej.

Ale mimo wszystko uporczywie szukam lata. Udaję, że jest. Sałatkami, warzywami z ogrodu, z których czasem cieszę się jak dziecko. Pomidory jeszcze cały czas zielone. Obraziły się chyba, że słońca nie ma. Nie dziwię im się.

Przepis pochodzi z lipcowego Waitrose Food Illustrated. W oryginalnym przepisie zamiast octu balsamicznego jest ocet z czerwonego wina, a zamiast sałaty rukola.



SKŁADNIKI:

na 4 osoby


1 sałata


400 g młodych cukinii


250 g mozzarelli (lub dwie duże kulki)


300 g pomidorów


3 łyżki kaparów

6 łyżek oliwy z oliwek


2 ząbki czosnku


2 łyżki octu winnego (lub balsamicznego)


kilka listków mięty



Cukinie kroimy wzdłuż na pół jeśli bardzo małe lub na cztery części jeśli większe. Rozgrzewamy na patelni dwie łyżki oliwy z oliwek i smażymy cukinie aż będą lekko brązowe, zdejmujemy z patelni, odstawiamy do lekkiego ostygnięcia. Na patelnię wlewamy pozostałą oliwę i na wolnym ogniu podsmażamy pokrojony w cienkie plasterki czosnek. Po chwili dodajemy kapary, mieszamy wszystko, zdejmujemy z ognia, dodajemy ocet i jeszcze raz mieszamy. Rozkładamy porwane liście sałaty na talerze, układamy na nich przekrojone na pół (jeśli koktajlowe) a na ćwiartki (jeśli duże) pomidory, kawałki cukinii i porwaną mozzarellę. Tuż przed podaniem polewamy sosem z patelni i posypujemy pokrojoną w cienkie paski miętą.




poniedziałek, 3 sierpnia 2009

Uwaga, słona


PIZZA Z
ZIELONYMI OLIWKAMI, KAPARAMI I SEREM PLEŚNIOWYM




Jedzenie składa się ze wspomnień. Głównie. Z ludzi. Ich śmiechu. Z miejsc. Z obrusów i kwiatów. Z kubków i szklanek. Z polerowanych do błysku noży i widelców. Z białych koniecznie talerzy. Z pośpiechu żeby zdążyć. I z deseru żeby odpocząć.

Uwielbiam sól. Od zawsze. Od dziecka. Czasem (... często) w tych niedozwolonych ilościach. Coś dla mnie. W nawiasie, obok nazwy (nie pamiętam, niestety) pizzy było napisane - uwaga, słona. Coś dla mnie. No i pomyślałam, że dla mnie na pewno nie będzie za słona. Myliłam się. Była słona. Bardzo, bardzo słona. Udało mi się zjeść dwa kawałki, chyba. Ale bardzo, bardzo dobra, która z pominięciem anchovies stała się moją ulubioną. Nie tylko moją, zresztą.
Zawsze jak jak jesteśmy w Grudziądzu idziemy do 'TOMATO' (ul. Szewska 5). To tam jem tę pizzę. A czasem po prostu robię ją w domu.

Ciasto na pizzę robię z przepisu na SLOW PIZZA z książki GAIA'S KITCHEN, VEGETARIAN RECIPES FOR FAMILY AND COMMUNITY Julii Ponsonby. Z przepisu wychodzą dwie cienkie pizze o średnicy około 25 cm.


SKŁADNIKI:


na dwie (bardzo głodne) osoby


225 g mąki pszennej

1 łyżeczka suszonych drożdży lub 5 g świeżych

85 - 100 ml ciepłej wody

1 łyżeczka cukru

1/2 łyżeczki soli

1 łyżka oliwy z oliwek


WIERZCH PIZZY:


100 g sera pleśniowego (np. Gorgonzola)

około 20 zielonych oliwek

garść kaparów

150 g startego żółtego sera


Rozgrzewamy piekarnik do maksymalnej temperatury (220 - 240 stopni)

Ciasto wyrabiam przy pomocy robota kuchennego (z ostrzami).
Wodę mieszamy z cukrem i rozpuszczamy w niej drożdże, odstawiamy w ciepłe miejsce na około 10 minut.
Do misy robota przekładamy mąkę, sól i oliwę z oliwek i miksujemy na wolnych obrotach wlewając jednocześnie wodę z drożdżami. Miksujemy aż utworzy się kula. Może być tak, że trzeba będzie dodać jeszcze trochę ciepłej wody. Ciasto przekładamy do miski, przykrywamy folią i odstawiamy do wyrośnięcia (powinno podwoić swoją objętość).

W tym czasie kroimy oliwki na plasterki, a ser pleśniowy w kostkę.

Zagniatamy jeszcze ciasto przez chwilę, formujemy kulę i dzielimy ją na dwie części. Jedną część wałkujemy na bardzo cienki placek, nakłuwamy widelcem w kilku miejscach i pieczemy, najpierw samo ciasto, przez kilka minut. Ja używam kamienia do pieczenia pizzy, ale można w blaszce. Rozkładamy na pizzy połowę sera żółtego, sera pleśniowego, oliwek i kaparów, z powrotem wstawiamy do piekarnika na kilka minut, do momentu aż sery się rozpuszczą. Tak samo postępujemy z drugim kawałkiem ciasta.